Lesnodorski Lesnodorski
277
BLOG

Są te ruiny czy ich nie ma? (całość)

Lesnodorski Lesnodorski Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Wczoraj na kupie kamieni odbyło się z inicjatywy pani kanclerz bardzo ważne wyjazdowe spotkanie. Na peronie stawili się wszyscy zaproszeni goście. Elektroniczna bramka, przy której stał agent Błąd, zapiszczała tylko raz. Na widok pani rzecznik rządu w mini.

– Chcę wam podziękować za tak liczny udział. Wybaczcie, mamy mały poślizg, spowodowany załadunkiem foteli. Nie będziemy przecież siedzieli na gołej ziemi – baczne spojrzenie pani kanclerz zawiesiło się na błyszczącej sylwetce pociągu.

– I nie zapomnijcie o tablicy - rzuciła w stronę kolejarzy, którzy stali w kolejce do słitfoci.

– Tak, ten pociąg to nówka, jeszcze nie śmigany – usłużnie dodał minister komunikacji.  – Dostaliśmy go przed próbami technicznymi. Będziemy mieli okazję wystąpić w roli maszynistów i pasażerów doświadczalnych. Już się cieszę na te emocje – klasnął ochoczo.

– A ,,stary" pociąg, to znaczy, ten nowy, którym odbyliśmy tyle podróży i dzięki któremu Polacy mogli zobaczyć w telewizji swój piękny kraj?

– Niestety zepsuł się. Pociągi z importu są jak ludzie. Im też nie służą upały – dodała rzecznik rządu.  – Nie dziwię się, sama ledwo wytrzymuję skwar. Gdyby nie okoliczności chętnie założyłabym bikini.

Chwilę później byli już w środku. – Witam państwa jeszcze raz – rozległ się głos pani kanclerz w interkomie. – O szczegółach spotkania poinformuję państwa na szczycie naszego pięknego wzgórza. Niestety w pociągu nie działa wifi, ale wszelkimi informacjami dysponuje nasz minister do spraw cyfryzacji, który w razie potrzeby może pożyczyć notebooka z 3G od kierownika pociągu. Teraz powita państwa maszynista, który ma przed sobą taki ładny czerwony przycisk…

W tym momencie usłyszeli krzyk.

– Nieee! – zdołał jedynie zawołać maszynista.

Pociąg niespodziewanie zahamował. Minister skarbu, którego wielka głowa obarczona została najpoważniejszymi problemami państwa, nabił sobie guza. Okazało się, że pani kanclerz nacisnęła hamulec bezpieczeństwa.

– Po tym małym teście, możemy ruszyć w dalszą drogę – mitygowała się szefowa rządu

Po godzinie zobaczyli szczyt, który już w godzinach porannych szef tajnych służb odpowiednio zabezpieczył.

– Tak, jak sugerowała pani kanclerz, założyłem na nim parawan, który wraz żoną testowaliśmy dwa tygodnie temu na naszej nadmorskiej plaży. Sprawdził się w 100 procentach. Nie przedostał się przez tę barierę żaden intruz, nazbieraliśmy za to sporo piłek do siatkówki.

– Zanim rozpoczniemy nasze spotkanie proponuję odmówić modlitwę w intencji prezydenta naszej europejskiej konfederacji – propozycja pani kanclerz została przyjęta przez zaproszonych gości rzęsistymi brawami.

Skrzywił się tylko minister tajnych służb. – Powinna pani wiedzieć, że są wśród nas ludzie niewierzący – szepnął w jej stronę.

– Nie wierzę… – zasromała się szefowa rządu.

– Pani też nie wierzy? – ministrowi wyraźnie powiększyły się oczy ze zdziwienia.

– Coś pan zwariował? Ja wierzę. To znaczy w nic nie wierzę, ale akurat w to, tak. Nie wie pan co zrobić w takiej sytuacji? Miednica, i to na jednej nodze!

Minister pobiegł w kierunku pociągu. Kanclerz nie czekając na miednicę zwróciła się do uczestników wyjazdowego spotkania.

– W związku z tym, że istnieje uzasadnione podejrzenie pana ministra, że są wśród nas niewierzący, zostaniecie państwo poddani małemu testowi. Odpowiedzi udzieli nam ten niezwykły płyn, w którym powinniście państwo zanurzyć dłonie – pani kanclerz odwróciła się dając zaproszonym czas do namysłu.

Po chwili okazało się, że poza jednym tylko posłem Lewoskrętnym, wszyscy mieli ręce ubabrane.

– Żeby tak oszukiwać… Tego się po panu nie spodziewałam. I pan nie wierzy w nasz sukces? To jest dla mnie straszliwa porażka, przecież ja widziałam w panu kandydata na wicekanclerza.

– Pani kanclerz, zaszła jakaś pomyłka! – poseł, który od rana myślał tylko o „jedynce” na liście sejmowej osunął się na cztery łapy. – Nie tylko ja, ale również moi rodzice są niewierzący. Stwierdziliśmy, że religia wpędza nas w kłopoty. W sukces naszej formacji wierzę, że się tak wyrażę, święcie.

– Powstań grzeszniku – kanclerz, podtrzymując za łokcie posła w którego oczach pojawiły się łzy wzruszenia, pomogła mu powstać z kucek. – Tu mamy większość takich jak ty. Jest swoboda wyznania, jest i sumienia. Każdy niewierzący związany z naszym obozem, nawet ksiądz, może sobie wierzyć, albo i nie, jego sprawa. Poza wiarą w jedno, oczywiście – w nasz sukces.

Na szczycie wzgórza dobiegał końca montaż wielkiej tablicy multimedialnej.

– Głównym zagadnieniem, które chciałabym, abyście państwo pomogli mi  rozstrzygnąć, jest pytanie o to, czy nasz kraj jest w ruinie, czy nie, gdyż – jak się okazuje – ruinę widzą wszędzie nasi oponenci. Dla ułatwienia pokażę państwu kilka ilustracji.

Sprawna ręka pani kanclerz nakreśliła zmywalnym flamastrem koślawy budynek z wyszczerbioną kalenicą i wybitymi oknami.

– To jest ruina, prawda? – wszyscy skinęli głowami z aprobatą. – A to ruiną nie jest…

Na tablicy pojawiło się zdjęcie znanego wszystkim pałacu kultury i nauki, który wiele dekad temu postawili intruzi ze znajdującej się po stronie wschodniej jeszcze większej kupy kamieni, znani z tego, że swoje kamienie zrzucają na głowy sąsiadom, a cudze kradną.

– Przepraszam bardzo, ale ta ilustracja znalazła się tu przypadkowo, gdyż tablicę z okazji święta tej wspaniałej budowli  wypożyczała ostatnio burmistrz stolicy – tłumaczyła się pani kanclerz.

Na kolejnym obrazku uczestnicy spotkania zobaczyli autostradę okoloną na długości kilkuset kilometrów wielkimi ekranami.

- Autostrada to jedna z naszych najbardziej reprezentatywnych inwestycji. Proszę powiedzieć co obiekt ten ma wspólnego z ruiną, bo mnie się wydaje, że zupełnie nic..

– Jak widzę taką drogę, to zaraz mam ochotę pakować się do roboty za granicą – wyrwało się z ust przygotowującemu na uboczu  lunch kucharzowi.

– Co pan tam szemrze, kolego? Bardzo chciałabym, aby na pytanie na czym polega tak niska ocena naszych dokonań, odpowiedział szef największej sondażowni. Czy badacie to środowisko? Czy po to przelewamy miliony na waszą instytucję, żeby nic nie wiedzieć o sytuacji w kraju?

Wywołany do tablicy socjolog miętolił w rękach słomkowy kapelusz, aż sypały się z niego źdźbła.   – Pani kanclerz wie, że nasza aparatura jest nastawiona na pozytywne wyniki. Przestawienie jej na nieperspektywiczne środowiska mogłoby spowodować rozkalibrowanie instrumentów badawczych i, nie daj Bóg,  spadki w sondażach – tu szef sondażowni przeżegnał się, a wraz z nim pozostali zebrani z wyjątkiem posła Lewoskrętnego, który przeszedł już przez wszystkie partie i teraz promował nietuzinkowe związki poligamiczne w ramach znanej wszystkim partii Dwie Mamy, Pies+ Synuś.

– Osobiście uważam, że jest to raczej zadanie dla tajnych służb, które powinny znać przeciwników systemu – odpowiedział po chwili namysłu.

Pani premier spojrzała na ministra policji, a ten na swojego najlepszego agenta, który mężnie wypiął pierś do przodu, gdy zobaczył, że w jego stronę patrzy sama pani kanclerz.

– Jestżem Błąd, Żem Błąd – przedstawił się wszystkim.

– Takie ciacho u nas służy i ja  nic o tym nie wiem?  – wyrwało się rzeczniczce rządu.

Błąd mrugnął w jej stronę porozumiewawczo. Wszyscy mieli wrażenie, że pomiędzy młodymi  zaiskrzyło. – Czy to jest nowe zadanie dla mnie? Szef wie, ze rzadko zajmuję się krajową robotą – rzucił w kierunku ministra.

– Spodziewam się, że potraktuje je Pan z całą sumiennością  – usłyszał w odpowiedzi. – To rozkaz – dodał minister dla lepszego efektu.

– I co nam jeszcze zarzucają? – kanclerz zwróciła się tym razem do pozostałych zebranych.  – Podobno mają jakieś zastrzeżenia, że nie można dostać się do jakiegokolwiek szpitala. Prawda to?

Tym razem wywołany do tablicy poczuł się minister zdrowia.  – Normalnie oddalam takie pytania, ale  w tym wypadku odpowiem, gdyż bardzo szanuję panią kanclerz. Co znaczy, że nie można dostać się do żadnego szpitala? Ja do mojego mogę dostać sie z każdej strony. I o każdej porze dnia i nocy. Inspektor sanitarny kraju też nie ma z tym problemu. Był ostatnio w wielu z nich w związku z epidemią żółtaczki.

– Czy redaktor nagrał tą wypowiedź? – upewniła się kanclerz.

Reporter wstąpił niosąc w wyciągniętej dłoni mikrofon. – Poproszę o powtórzenie ostatnich słów z akcentem na zdaniu: „I o każdej porze dnia i nocy” – widać było, że dostrzeżony przez szefową rządu poczuł nagły przypływ energii. Minister spojrzał na niego z odrazą.

– Co niby jeszcze jest tą „ruiną”? – drążyła temat kanclerz.

– Finanse publiczne. Mówią, że to czarna dziura i że nikt nie wie, ile wynoszą nasze długi, które spłacać będą jeszcze wnuki i prawnuki. A jeśli utrzymamy się przy władzy, to być może nawet i praprawnuki – minister finansów spojrzał z niechęcią na szczebioczącą rzecznik, która  jednocześnie robiła maślane oczy w kierunku Błąda. – Pytają też dlaczego mamy długi, skoro otrzymaliśmy miliardowe dotacje  z konfederacji.

– Pani jest rzeczniczką rządu czy naszych oponentów? – minister finansów miał juz wyraźnie dość. – Zapewniam wszystkich, ze z finansami jest wszystko w porządku. Nikomu nie zabraknie.

Na takie słowa z foteli poderwało się kilku ministrów. – Jak to nie zabraknie, przecież niedawno mówił pan, że nie ma pieniędzy na pobudzenie przemysłu. Ze trzeba sprzedać jakieś kolejne państwowe spółki. 

 – A my, a nasz resort edukacji? Muszę zamykać szkoły i zwalniać nauczycieli... W niektórych rejonach małe dzieci będą uczyły się po  zmroku  – narzekała psiapsiółka pani kanclerz w rządzie.

– Zamknij się wariatko, to od ciebie zależy jak sobie zorganizujesz robotę – tym, razem minister finansów nie zdzierżył. – Na razie produkujesz bezrobotnych na ulice.

– To nie ja, tylko raczej ten matoł – minister szkolnictwa wyższego, który chce zamykać szkoły wyższe w mniejszych ośrodkach.

Ani się spostrzegli, jak  w  kierunku ministra edukacji poleciał piękny tort zdobiący zaimprowizowany lunch–bar.

Błądowi wydawało się, że to atak na rzeczniczkę rządu, która mimowolnie osłoniła ministra  finansów. Wykonując piękny skok w ich kierunku, z zamiarem przecięcia drogi tortowi, spadł na stół z lunchem, ten z zaś przewrócił się na plażowy parawan. Dzięki katastrofie uczestnicy spotkania zobaczyli stojący za przewróconym parawanem tłum mieszkańców kupy kamieni oraz paparazzich, którzy skierowali w ich kierunku obiektywy.

– Co za ruina, co za ruina – załamała ręce szefowa rządu.

Jej słowa, niestety, zdążyła zarejestrować opozycyjna telewizja.

Lesnodorski
O mnie Lesnodorski

Tylko prawda jest ciekawa. Tego nie przeczytasz gdzie indziej. Ripostuję zwykle na zasadach symetrii. Wszystkie umieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości