Lesnodorski Lesnodorski
264
BLOG

Partia miłości zlikwiduje też urzędy skarbowe. Powrót agenta Błąda

Lesnodorski Lesnodorski Polityka Obserwuj notkę 12

Partia, która wzięła na sztandar Historyczny (ale wciąż żwawy) Wałek, będący symbolem zmian na kupie kamieni, ogłosiła że zlikwiduje urząd antykorupcyjny i instytut pamięci. "Za sprawą jednego telefonu z okolic uprawy brukselki, raportuje nam dziś agent Błąd, władze tego ugrupowania postanowiły poszerzyć swój program o likwidację urzędów skarbowych. Partia wychodzi tym samym naprzeciw postulatom środowiska nawołującego do powszechnej amnezji. W tym przypadku także finansowej".

Podatki w formie zryczałtowanej - ich poborem zajmą się dzielnicowe komisariaty policji - płacić będą wyłącznie ci obywatele, którzy zarabiają poniżej sześciu klocków na głowę. – Działalność fiskalna musi służyć pobudzaniu indywidualnej przedsiębiorczości - twierdzi szef partii wałków, zwanej również partią miłości. – Trudno żebyśmy budowali dobrobyt państwa kosztem osób najbardziej obrotnych. A osoby zarabiające poniżej sześciu klocków są albo idiotami, albo złodziejami. 

---

Gwoli przypomnienia:

Niespodziewana wizyta na kamieni kupie. Opowieści agenta Błąda

Źle to wszystko wyglądało. Brukselka wydała z siebie najpierw dwa charakterystyczne długie dźwięki, a później otoczyła się fioletową, pulsującą poświatą. – Ani chybi zbliża się „El Presidente” – pomyślał agent Błąd, który tego dnia otrzymał zadanie pilnowania zielska na kamieni kupie.

Rzeczywiście na horyzoncie pojawiła się kawalkada błyszczących limuzyn, nad którymi unosił się granatowy helikopter z symbolami konfederacji.  –  System wczesnego ostrzegania zadziałał perfekcyjnie  –  pomyślała pierwsza ministra. – Szkoda, że go nie miałam, gdy dawali mi tę robotę.

Przewodniczący konfederacji, na widok którego brukselka zesztywniała, znajdował się w podłym nastroju, ten zaś zamienił się w wisielczy, gdy zobaczył tłumek dziennikarzy przed czerwonym dywanem rozpostartym u podnóża kamienistego pagórka. –  Skąd te hieny wiedzą, że mamy dzisiaj spotkanie? – pomyślał. – Kraj w którym kelnerzy są powiernikami największych tajemnic, nie ma przed sobą perspektyw.

Na zewnątrz limuzyny mżyło. Zanim kamerdyner zdążył otworzyć parasol, w kierunku przewodniczącego wysunął się gładko ulizany red. Kojot z mikrofonem, na co dzień autor popularnych debat telewizyjnych. – Proszę powiedzieć czy unia przewiduje zastosowanie jakichś sankcji wobec Polski na wypadek, gdyby przyszły parlament zdominowali przedstawiciele tubylczej większości?

Zmuszony do składania niedyplomatycznych deklaracji pierwszy konfederat zareagował gniewem. – Coś jest chyba na rzeczy, gdy słyszę zewsząd, że niektórych dziennikarzy zaczyna zjadać rutyna.

– Panie przewodniczący, dlaczego mówiąc te słowa pan się na mnie jakoś tak dziwnie spojrzał? – zaskowytał Kojot, po czym podkulił ogon i wycofał do drugiego rzędu w którym tłoczyli się dziennikarze z opozycji. Tam potężnego kuksańca wymierzył mu najpierw redaktor „Z prawej”, a potem dziennikarka „Z lewej”. W finale centralnie, w same imponderabilia, walnął go dziennikarz reprezentujący „W centrum”.

Kojot zawył z bólu.

Uwagę świty, towarzyszącej przewodniczącemu, skupiło pojawienie się pierwszej ministry. Sunęła w kierunku gościa swoim męskim, podrygującym krokiem, niebezpiecznie zbliżając się do skraja czerwonego chodnika. – Stawiam wszystkim, jeśli utrzyma się na kursie – komentował jej marszrutę operator Oko, któremu zaczynała znikać z wizjera.

Pani kanclerz musiała być z nim w jakiejś łączności, gdyż już na brzegu chodnika złapała balans i znalazła się na wprost przewodniczącego.

– Dogadamy się? Tylko daruj sobie hiszpański i nie udawaj dzisiaj Greka, czeka nas naprawdę poważna rozmowa – szepnęła mu do ucha.

Reszta świty była jeszcze pod wrażeniem manewru na dywanie. –  Yes, yes, yes! – wyrwało się nawet jednemu z uprzywilejowanej kasty tzw. odstawionych, aczkolwiek bardzo użytecznych. Jego ręka, uniesiona w charakterystycznym geście towarzyszącym zwykle temu okrzykowi, podbiła kamerę telewizyjną, na co red. Kojot zareagował warcząc i ukazując kły.

Przewodniczący był wyraźnie zaniepokojony żartobliwą uwagą kanclerz. – Kobieto, ty chyba nie nadużywasz? –  Przyznam ci się, że sięgnęłam po naszą tajemniczą broń – kontynuowała odciągając gościa na bok. – Zielsko jest cuuudowne. Kto lekarzowi zabroni eksperymentować?

–  Czy oni też biorą? – gość nagle zainteresował się chwiejącymi się postaciami ministrów i ich półprzymkniętymi powiekami.

–  Skądże znowu, to tylko efekt 24-godzinnej, nieprzerwanej i niesłychanie wydajnej pracy dla pomyślności kupy kamieni. Swoją drogą mógłbyś wprowadzić w konfederacji 30-godzinną dobę. Przecież musimy się kiedyś wyspać.

– Nadają się do roboty?

– O tak, leją wodę jak nikt inny. Dzięki nim zielsko rośnie w oczach.

Lesnodorski
O mnie Lesnodorski

Tylko prawda jest ciekawa. Tego nie przeczytasz gdzie indziej. Ripostuję zwykle na zasadach symetrii. Wszystkie umieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka