Scena z filmu ,,Popiół i diament" w reż. A. Wajdy. Źródło: Kinoteka Polska
Scena z filmu ,,Popiół i diament" w reż. A. Wajdy. Źródło: Kinoteka Polska
Lesnodorski Lesnodorski
470
BLOG

Polska to dla wielu twórców kończyna fantomowa. Boli, choć dla nich nie istnieje

Lesnodorski Lesnodorski Patriotyzm Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

Motto:

https://zenforest.wordpress.com/2008/06/12/konczyny-fantomowe-zagadka-ludzkiego-mozgu/

Do przedziwnych refleksji prowadzi działalność publicystyczna młodych, prawicowych (rzekomo) publicystów. Ostatnie utwory Piotra Zychowicza, w których opisuje polski obłęd powstańczy i antysemityzm, budziłyby jedynie rozbawienie, gdyby nie szalone tempo publicznych dyskusji, nie pozwalające konsumentowi informacyjnej papki odsapnąć i wyrobić sobie jakiś własny pogląd na sprawę. Stąd komentujący najczęściej nie przebierają w słowach i sięgają po płytkie argumenty.

Mnie, jakiś czas temu, zainspirowała lakoniczna uwaga Ufki, popularnej blogerki Salonu24, która zastanawiała się czy Zychowicz, snujący rozmaite alternatywne wersje historii, idąc najczęściej pod prąd uczciwym ocenom, zbudował maszynę do cofania się w czasie. „Nie? – pyta. No to sorry, może napisać jeszcze wiele książek i nic poza biciem piany z tego nie wyniknie”.

Niestety nie widzę w aktywności publicystycznej Zychowicza bicia piany, raczej… bicie konia. Bez urazy. Większość bardzo dobrze zna zwierzę, które mam na myśli i prawdopodobnie widziało też symboliczne sceny z jego udziałem… Zwierzęciem tym jest biały wierzchowiec, który przemyka przez plan filmowy np. u artysty Wajdy. Koń ten wcześniej szarżował ze swoim jeźdźcem na niemieckie czołgi, po czym zgubił go w jakiejś rachitycznej brzezinie. Pogubiony żołnierz, szukając dróg wyjścia z pułapki, utkwił następnie w kolejnym epizodzie polskiej historii - ślepym kanale, a gdy już ujrzał migoczące w mroku światełko okazało się, że nie jest żadnym herosem, ale zwykłym karłem, niekoniecznie nawet reakcji.

Tak zdaje się powinniśmy oceniać przypadek prof. Witolda Kieżuna, co sugeruje nam, kontynuując narrację historyczną podług Wajdy, redaktor nomen omen Lisicki, naczelny tygodnika, którego autorzy piszą od czasu do czasu od rzeczy.

Takich konotacji może być zresztą dużo więcej. Jedną z najmocniejszych scen, jakie mam pod powiekami, jest szaleńcza jazda głównego bohatera "Diabła" Andrzeja Żuławskiego, marnotrawnego młodego szlachetki Jakuba, na białym wierzchowcu symbolizującym szlachecką Polskę, w trakcie której tnie on brzytwą szyję rumaka.

W prywatnym życiu twórcy nie zawsze byli tak konsekwentni. Wajda, nieodżałowanej pamięci mistrzu kina, który wygubił w popiołach część jaśniepolaków, uderzył w koperczaki do Beaty, hr. Tyszkiewiczówny, ucieleśniającej wszelkie możliwe ułomności mieszkańców dworków z kolumienkami, będących właśnie miłośnikami rączych, białych koni. Hrabianka Beata, wskazują na to podobno  źródła w IPN, była z kolei tajnym współpracownikiem komunistycznej tajnej policji, co już samo w sobie stanowiło świetny materiał na film dla kogoś, kto ma „wszystko na sprzedaż”.

Ale tu już sobie Wajda odpuścił.

Żuławski był bardziej konsekwentny. Wynalazł piękną proletariuszkę Zośkę (tak właśnie mówił o Sophie Marceau) i uczynił z niej królową kina. Co za awans za sprawą nawróconego na europejską sprawę polskiego pana! W przypadku Weroniki, przedstawicielki czerwonej arystokracji z d. Rosati, postąpił zaś odwrotnie – posiadł ją i zbrukał na łamach swojej książki. Rąbek wiedzy o tym twórcy uchylił niedawno Andrzej Korzyński, kompozytor filmowy, przyjaciel reżysera, który na pytanie czy Żuławski się leczył stwierdził: ”Nie. Nie miał ubezpieczenia zdrowotnego i musiałby za wszystko słono płacić. Myślę też, że żywił przekonanie, że jest nieśmiertelny, że będzie wiecznie młody, zdrowy, takie rzeczy jak choroba nie przychodziły mu do głowy”. Informacja ta wcale mnie nie zaskoczyła. Światowej sławy twórca, europejczyk jak się patrzy, człowiek który wiedział wszystko o słabościach Polski i Polaków, nie miał ubezpieczenia zdrowotnego.

To takie typowe.

Wajdzie i Żuławskiemu zawdzięczam świadomość, że w Polsce istnieje środowisko bezwzględnych ludzi, którzy znęcają się nad Bogu ducha winna czworonożną istotą, symbolizującą polską wolność. Tu może mała dygresja. Za pacholęcych czasów spędzałem z ojcem wakacje w Kalwarii Zebrzydowskiej u gospodarza, który trzymał krowę w przyziemiu swego domu. Wieczorami odbywał się tam straszny rytuał. Nasz gospodarz brał deskę i bił to zwierzę za jakieś urojone przewiny na pastwisku. Miałem nadzieję, że ojciec sam sięgnie po kawałek drewna i spuści łomot sadyście, ale się zawiodłem. Po paru dniach opuściliśmy domostwo tego biednego człowieka.

Nauczony doświadczeniem przyznam się, że nie chcę wiedzieć dlaczego Zychowicz dołącza do grona bijących konia i jakie własne odreagowuje (bądź skrywa) ułomności. Ale ostatnio, w święto niezłomnych, objawił się on tekstem o bandyckich wyczynach ludzi, którzy do kresu swoich dni walczyli z narzuconą Polsce władzą. Więc zapewne jeszcze nieraz powrócę do Zychowicza. Mimo wszystkociekawi mnie ten przypadek, którego ocena zatrącić musi o psychoanalizę. Ostatnio ktoś, oceniając tekst Krzysztofa Kłopotowskiego, mocno zblatowanego z systemem minionego 70-lecia, stwierdził, że reżyserka opowiada o Polsce bo ją zna i to Polska ją boli.

Holland wspominała kiedyś, jak to mieszkała w Paryżu i jaką ulgą było dla niej to ,że nie musi przejmować się Francją, bo ta ją nic nie obchodzi” - napisał ów ktoś.Polska, jak widać, jest dla wielu którzy ją odrzucili (amputowali) - kończyną fantomową. Boli ich, choć dla nich nie istnieje.

Lekarze, nazywają takie osoby pacjentami.

http://barche.blog.onet.pl/2010/09/02/andrzej-wajda-kazal-zrzucic-konia-ze-skaly-wstrzasajace-fragmenty-filmu-popioly/


Lesnodorski
O mnie Lesnodorski

Tylko prawda jest ciekawa. Tego nie przeczytasz gdzie indziej. Ripostuję zwykle na zasadach symetrii. Wszystkie umieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo